top of page
PRAWDZIWY KLASYK DLA PRAWDZIWYCH MELOMANÓW.

KLASYKA FORMY I BRZMIENIA.

przygotował Arkadiusz Baranowski

Lyngdorf front 2.jpg

Ktoś niedawno powiedział "CD umarło"... zapewne w świecie zdominowanym przez streaming i wszechobecne pliki audio nasza "poczciwa" płyta CD Audio jawi się niektórym jako pewien przeżytek. I już na wstępie przyznam rację tej konkretnie grupie melomanów - tak, pliki są wygodne, łatwe w użytkowaniu, łatwe w przechowywaniu i gwarantujące możliwość wykonania kopii "na przypadek awarii" I właściwie to wszystko, co można powiedzieć o plikach audio. Co powiemy o naszej płycie CD, od tylu już lat  będącej na rynku gdzie w efekcie czego stała się "powszechna" i właściwie "niemodna"? Dla jednych tak, ale wybaczcie - ja pamiętam pierwsze zachwyty nad "nowym, magicznym i w ogóle wspaniałym formatem CD", który jawił się jako raj dla melomanów i audiofilii. I ten raj (uwierzcie lub nie) nie utracił ani odrobiny magii do dnia dzisiejszego. Ale chcąc zasmakować "owocu z raju" w postaci doskonałego brzmienia ze srebrnego nośnika musimy nie tylko wierzyć w ten raj, musimy jeszcze jak każdy "wierzący" spełnić dwa podstawowe warunki - posiadać dobrze zrealizowaną płytę CD oraz dobrej klasy odtwarzacz CD. Nie jeden z tych, co to obiecują jak grają cudowanie, ale ten prawdziwie grający z klasą odtwarzacz przez duże "O", a może i przez duże "CD".

A właściwie takim jest sprzęt marki Lyngdorf CD-2.

Pamietam jeszcze poprzedni model oznaczony jako CD-1, który niestety odrzucał mnie nie tyle brzmieniem, co wyglądem. Mam świadomość, że na sprzęt się nie patrzy - sprzętu ma służyć do słuchania muzyki. Ale skoro tak, to dlaczego tak bardzo lubimy rzeczy ładnie wykonane, które dodatkowo cieszą oczy (obok uszu)?! Właśnie dlatego, że w swym codziennym kontakcie ze sprzętem ładnym i do tego dobrze brzmiącym czujemy się po prostu spełnieni w naszym świecie pasji. I nagle jest "ON" - Lyngdorf CD-2, który wygląda tak, jak powinien wyglądać odtwarzacz CD. nie ma w nim nawet odrobiny przesady, nie napompował się gdzieś na "audiofilskiej siłowni", nie wrzuca katalogowych dziesiątek kilogramów. Po prostu skromny, ze smakiem - jak niepozorny instrument muzyczny, który czaruje brzmieniem bardziej, niż wielkością formy.

Do naszych testów CD-2 trafił właściwie w odpowiednim momencie. W moje ręce trafiło wydanie płyty SHM-CD Anne-Sophie Mutter/John Williams "Across the Stars" (Deutsche Grammophon), a dodatkowo na odsłuch czekała znana mi i dobrze już osłuchana, ale ostatnio jakoś pomijana płyta Vangelis'a -  Chariots Of Fire (REMASTERED 25TH LIMITED). Okazja więc przednia, by Lyngdorf pokazał na co go stać, by udowodnił niedowiarkom "CD jeszcze nie umarła".

O wyglądzie kilka słów napisałem powyżej, a trzeba dodać przy tym uczciwie - Duńczycy zrobili naprawdę krok w temacie designu. Krok duży, pozytywny w każdym aspekcie. Tył tego "klasyka" pokazuje czym jest dobra-stara szkoła budowy odtwarzaczy. Mamy więc wyjścia sygnału analogowego w postaci RCA oraz XLR (w pełni zbalansowanego). Mamy też  wyjścia cyfrowe umożliwiające nam podłączenie tego odtwarzacza do posiadanego przetwornika CA (pod warunkiem, że jest lepszej klasy niż ten w urządzeniu). Konwerter D/A w samym odtwarzaczu zbudowany jest na bazie układu Wolfson WM8740. Może nie jest to poziom najnowszych układów obsługujących ogromne paczki danych, ale to Szanowni Państwo odtwarzacz CD, którego główną rolą jest przetwarzanie sygnału 16bit/44.1 z płyty CD. A do tych zadań użyta przez inżynierów firmy Lyndorf "kość" nadaje się więcej niż wyśmienicie, do tego ceniona jest przez wielu innych producentów sprzętu audio za łatwą aplikację i doskonałe parametry.

Wyjścia cyfrowe mamy dwa - klasyczny coaxial i optyczne wyjście. Cała ta magia cyfrowego świata ubrana w anodowane aluminium i kolorze czarnego matu. Nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne poza... doskonałą "nutą i tonem" czyli dobrym brzmieniem.

Lyngdorf REAR.jpg

Cytując inżynierów firmy Lyngdorf:

"zaprojektowaliśmy impulsowy zasilacz, który jest ekstremalnie dobrze wyregulowany z oddzieloną filtracją dla układów cyfrowych i analogowych. Taka konstrukcja zapewniła cichą pracę, wysoką podaż energii i niską impedancję. Z czterech oddzielnych obwodów zasilanych czterema niezależnymi uzwojeniami wtórnych transformatora, materiały analogowe i cyfrowe są separowane w celu minimalizacji szumu cyfrowego w obwodzie analogowym."

Lubię te wszystkie zapewnienia, te marketingowe piórka którymi każdy producent ubiera swój sprzęt "najładniej jak się tylko da" (to akurat słowa pewnego utworu). Rzeczywistość i odsłuchy w zaciszu domowym pokazują prawdę czy król jest nagi, czy może jednak te piórka zamiast koronowanej głowy ukrywają błazna. Twarde słowa ktoś powie i zgadzam się bez dwóch zdań, ale mając w pamięci ostatni odtwarzacz CD "pewne firmy" podtrzymuję wiecznie żywe hasło "tego powinni zabronić!".

CD-2 Lyngdorf'a już od pierwszych minuty pokazuje, że tym razem król nie jest nagi! Miałem już okazje słuchac płyt na znacznie droższych odtwarzaczach w systemach o wartości średniego domu jednorodzinnego i oczywiście CD-2 nie osiąga tego pułapu brzmienia ani budowania planów... tyle tylko, że mamy przed sobą CD player za niespełna 11 tyś. złotych. A to już sporo pieniędzy i co ważne - spora konkurencja w tym budżecie. Jak więc wypada w codziennych odsłuchach CD "dwójka"?

Brzmienie jest wypełnione i masywne oraz dociążone wszędzie tam, gdzie nagranie zawiera odpowiednią ilość niskich pasm. Budowanie planów i pokazanie instrumentów jest w tym przypadku fenomenalne! Odtwarzacz za 11 tysięcy potrafi stworzyć spektakl niesamowitych barw, pełnych różności i smaczków. "Rey's Theme" z albumu "Across the Stars" nie pozwala oderwać się nawet przez moment, a motyw z Listy Schindlera powoduje ciarki nie tylko na rękach ale i plecach. Oczywiście dużą zasługą w temacie budowania planów, stereofonii czy barwy miał też współtworzący cały system wzmacniacz. Jednak dla przekory podłączony został "najzwyklejszy CD'k" i czar prysł! Tak, CD-2 wprowadza nas w świat prawdziwych instrumentów, potrafi stworzyć realny obraz przekazu. Każdy z instrumentów jest czytelny do bólu - bez taniego efekciarstwa czy prób oszustwa. Zaskoczenie ponowne pojawiło się wraz z utworem "Sayuri's Theme". Drugi plan stanowiący tło dla pierwszego planu tworzył niesamowitą aurę, nie będąc nawet przez moment zbyt ukrytym. W całości nagrania było słychać równowagę dla każdego z planów z zachowaniem odpowiednich stopni ważności. Trójwymiarowość muzyki w tym przypadku jest właściwym określeniem na to, co prezentował nam Lyngdorf.

Wartym zauważenie jest przy tych wszystkich zachwytach nad barwą brzmienia wysoka klasa pracy napędu. Nie mam żadnych zastrzeżeń.

Nie mówcie proszę, że CD umarło. CD jest nadal żywe i daje naprawdę ogrom satysfakcji w trakcie odsłuchów. Urok sięgania po fizyczny nośnik nie zmienił się od lat - nadal daje nam taką samą przyjemność. Po prostu przestańcie słuchać płyt byle jakich, na byle jakim sprzęcie! A jedno jest pewne - Lyngdorf CD-2 zostawia te wszystkie "zabawki" daleko, daleko w tyle.

Cena... podejdźcie do tego tematu tak: taniej wyjdzie kupić Lyngdorf'a CD-2 niż sprowadzić Anne-Sophie Mutter z zespołem do własnego domu.

Cena: 10 900 złotych

Dane techniczne:

Wyjścia: RCA, XLR (zbalansowane), cyfrowe - coaxial i optyczne

Próbkowanie: 44.1kHz przy 16bit oraz 48/96/192kHz przy 24bit

Pasmo: 20-20kHz ,+/- 0.02

THD+N 0.0018%

Waga: 6.1 kg

​​

Lyngdorf_CD-2.jpg

Nasze odsłuchy oparliśmy o następujący materiał muzyczny:

bottom of page